Sztuka znów wyprzedziła politykę. 15 lat temu, na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, kiedy to w Gdyni nie przyznano Złotych Lwów, Juliusz Machulski retorycznie pytał: „Jeśli sami nie przyznamy sobie nagród, to kto nam je przyzna?”.
Dziś zupełnie nieoczekiwanie problem wrócił w kampanii wyborczej. Czy polityk może na siebie głosować, czy to nie uchodzi? Polityczne stada natychmiast podążyły tropem przywódców.
„Nigdy nie głosuję na siebie, zawsze głosuję na kogoś innego, ale to już jest moja bardzo osobista tajemnica na kogo” – oświadczył we wtorek Jarosław Kaczyński. I zaraz odpowiedział Donald Tusk: „Ja nie lubię hipokryzji. Jak ja kandyduję, to wierzę, że moje kandydowanie ma sens, więc jak przejdę do kabiny, to nie będę ukrywał, że głosuję na siebie. I moja żona też na mnie”.
Sprawę próbował załagodzić w zupełnie niezwykły dla siebie sposób Joachim Brudziński w „Rozmowie Rymanowskiego”: „Pan premier ma prawo oczywiście głosować na siebie – nikt z tego powodu nie będzie mu czynił wyrzutów. Ale tak samo uważam za niestosowne czynienie wyrzutu Jarosławowi Kaczyńskiemu z tej szczodrobliwości, którą w ramach demokracji chce się podzielić”.
Jarosław Szczodrobliwy, Donald Szczery… A co na to lider lewicy: „Oddam moją kartę do głosowania i długopis moim córkom Ali i Oli i to one dokonają tego wyboru” – oświadczył Grzegorz Napieralski
A więc podliczmy wyniki po pierwszej turze: Tusk – dwa głosy, Kaczyński – zero, Napieralski – karta nieważna, bo dzieci i ryby głosu nie mają.